sobota, 14 lipca 2018

w miłości zamykasz oczy, w szaleństwie otwierasz je szerzej

W życiu musimy odrobić kilka ważnych lekcji, choć czasem niezrozumiałych, ale jednak napędzanych wpadaniem w pewien określony i znajomy schemat. 

Jeśli go nie przepracujemy, będzie się ujawniał w rozmaitych doświadczeniach i powracał. Świadomość, że jakiś istotny etap życia dobiegł końca, nie zawsze pozwala na wejście w kolejny, czy powrót do tego co było, gdy nie mamy klarowności celu i jednak roztrzaskaną duszę. Choć bardzo chcemy się skonfrontować z tym, co się wydarzyło, ból jest zbyt paraliżujący, by wyciągać go na powierzchnię. Sprawia, że zastygamy niczym lawina po eksplozji zdarzeń, odbierając nam siły na dociekanie i nazywanie tego co się stało i przyjemność "doczekań" na coś, co nas znów poskłada i sklei. Znikamy...

Z mapą rozczarowań pod ręką, kolejny raz próbujemy rozgościć się w tym ludzkim doświadczeniu, jakim jest poczucie niezrozumienia. Potem jest jeszcze gorzej... bo przychodzi osamotnienie, które nie jest samotnością z wyboru, ale sytuacją, kiedy czujemy się okradzeni z konkretnej, jedynej współobecności, z którą w naszym odczuciu byliśmy tak sklejeni, jak z nikim innym. Ściany nie tulą i nie szepczą, a zmęczone już walką neurony w kurczowym uścisku wołają o łaskę, która została wystawiona za drzwi w walizkach niewypowiedzianej tęsknoty.. 

Tak. Pewne lekcje muszą się zdarzyć i wracamy do nich mimo łez. Są nasze, są ludzkie, są ważne.

W historiach z pozoru pięknych, czasem jedna ze stron igra z istnieniem i duszą ludzką, żeby głównie zadowolić własną. Może to być Mężczyzna, czasem jest to Kobieta. Tak jak są biorcy i dawcy. Miłość i bezczułość. To nie jest jednak urocze, to nie jest piękne i romantyczne... zwłaszcza, gdy przychodzi ból i świadomość, że ktoś, kto wydawał się tak owładnięty naszym Istnieniem, wcale nie był nim zainteresowany. Znaczyło ono tak niewiele w porównaniu z nieodpartą, lecz chwilową ciekawością nas.. Może w tamtej chwili było wszystkim, ale stało się jedynie sercem i schronieniem do wynajęcia na kilka intensywnych spotkań i przeczekanie trudnych chwil. A koszty "kosztowania" mogły być przecież mniejsze... 

Bo kiedy ulatuje czyjaś odwaga, to Ty zostajesz całkiem naga, wciąż jednak mając ukrytą w sobie połowę tego drugiego istnienia...

Nie robiąc żadnego gestu w Twoją stronę i tak nie pozwoli Ci odejść... z gracją, bez obwiniania za wszystko, roszczeń i pretensji. 

Tyle znaczyło dla Ciebie Jej serce.. Jej istnienie.


...Właśnie tak Ją tracisz.. 

ps. dedykacja dla wszystkich Kobiet, które czują więź z tą opowieścią..

*The part of my journey, but not my destination*



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz